Czego uczą nas pożary w Los Angeles
o planowaniu przestrzennym i bezpieczeństwie pożarowym obiektów?

Ostatnie pożary w Los Angeles, które wystąpiły w styczniu tego roku w stanie Kalifornia, były jednymi z najpoważniejszych katastrof naturalnych, które dotknęły ten region w ostatnich dekadach. Ich intensywność i skala zwróciły uwagę na wielowymiarowe przyczyny, zarówno naturalne, jak i antropogeniczne. Pożary te nie tylko zniszczyły wielki, liczony w tysiącach hektarów areał ziemi, ale również wywołały pytania o wpływ zmian klimatycznych oraz przygotowanie lokalnej administracji do zarządzania zasobami w sytuacji krytycznej. W niniejszym artykule spróbujmy przyjrzeć się przyczynom zjawiska, jego przebiegowi oraz skutkom, w ujęciu zarówno krótko- jak i długoterminowym.
Przyczyny - co wywołało pożary w Los Angeles?
W przypadku tak wielkich katastrof z reguły przyczyn jest kilka. Nie inaczej było i tu. Według „The New York Times" prawdopodobną przyczyną tych pożarów mogły być awarie sieci energetycznej. Gazeta podała, że dwa największe przedsiębiorstwa regionu zajmujące się przesyłem energii elektrycznej – Los Angeles Department of Water and Power i Southern California Edison – zapewniały, że nie miały problemów ze swoją infrastrukturą, choć informacje pochodzące od mieszkańców temu przeczą.
Z danych zbieranych przez stanową Służbę Leśną (CAL FIRE – Departamentu Leśnictwa i Ochrony Przeciwpożarowej Kalifornii) od 1992 r. wynika, że ponad 3,6 tys. pożarów w Kalifornii było związanych z produkcją i przesyłem energii elektrycznej właśnie. Choć same pożary w Kalifornii to nie nowość. Według danych wspomnianego CAL FIRE tylko w 2024 r. w tym stanie odnotowano 7490 pożarów, w wyniku których spaleniu uległo około 146 tys. hektarów. Rok wcześniej było ich jeszcze więcej, bo prawie 9 tys., a całkowita spalona powierzchnia to niemal 800 tys. hektarów. I to właśnie awarie niekonserwowanej i utrzymywanej w sprawności we właściwy sposób sieci przesyłowej miały być źródłem problemu.
Kolejny czynnik, który przyczynił się do szybkiego rozprzestrzenienia się ognia, to miejsce wystąpienia pożarów. Należy tu omówić lokalne uwarunkowania przyrodnicze. Roślinność w regionie Los Angeles, w tym trawy, krzewy i drzewa, była skrajnie wysuszona na skutek długotrwałej suszy. To właśnie te warunki sprawiły, że ogień rozprzestrzeniał się tak błyskawicznie i to w bardzo w krótkim czasie.
Kolejny czynnik to zmiany klimatyczne. Klimatolodzy uważają, że zmiany klimatyczne przyczyniają się do zwiększenia częstotliwości i intensywności występowania pożarów w tym regionie. Wzrost globalnych temperatur (w Kalifornii średnio o 1,5˚C od lat 80. XX w.) i coraz częstsze ekstremalne zjawiska pogodowe prowadzą do powstawania trudnych do opanowania ognisk pożarowych. Uważa się, że od lat 70. XX w. powierzchnia spalonych terenów w Kalifornii wzrosła aż o ponad 170%.
Kolejnym z czynników sprzyjających pożarom były silne wiatry Santa Ana, które sezonowo występują w tym regionie. Są to gorące i suche wiatry, wiejące z pustyń w kierunku wybrzeża, które w tym przypadku przyspieszyły rozprzestrzenianie się ognia. Ma to szczególne znaczenie, jeśli uzmysłowimy sobie, że ich prędkość dochodzi do 160 km/h, co z oczywistych względów zwiększało intensywność pożarów. Ponadto wspomniana już długotrwała susza, z którą od lat zmaga się Kalifornia, spowodowała, że roślinność była ekstremalnie wysuszona, stanowiąc źródło materiału palnego.
Następny powód szybkiego rozprzestrzeniania się pożarów to czynnik antropogeniczny, czyli działalność człowieka. Mam tu na myśli nie tylko celowe podpalenia, które także miały tam miejsce, ale przede wszystkim planowanie przestrzenne podmiejskiej zabudowy oraz używane do konstrukcji domów materiały. Zatrzymamy się nad tym aspektem nieco dłużej. Aby uświadomić sobie, jaką rolę odegrał ten czynnik, musimy zrozumieć kontekst.
Konkretnie – Los Angeles od dawna zmaga się z kryzysem mieszkaniowym, znanym także Europie. Niedobory gruntów pod zabudowę, a także ich ceny powodują, że od wielu lat wydawane są pozwolenia na ciasną zabudowę terenów podmiejskich. Zwracają na to uwagę dziennikarze lokalnych mediów, przypominając, że w latach 1990–2020 prawie 45% domów wybudowanych w tym stanie powstało na styku terenów pokrytych łatwopalną roślinnością i terenów miejskich.
Konkretnie na zboczach wzgórz, w wąwozach oraz kanionach, w których granica zabudowy mieszkaniowej leży na styku lasów oraz innych terenów zielonych. Gdy te zaczynają płonąć, ogień dość szybko przenosi się na budynki. Oszacowano, że ze wszystkich obiektów zniszczonych z powodu pożarów lasów w latach 1985–2013 w Kalifornii ponad 80% znajdowało się w strefie zagrożonej pożarem.
Kolejnym czynnikiem, o którym należy wspomnieć, jest technologia wznoszenia domów w tamtym regionie oraz łatwopalne materiały konstrukcyjne używane do budowy budynków mieszkalnych. Lekkie (a przez to tanie w budowie) konstrukcje obecne są niemal w całych Stanach Zjednoczonych, także w Kalifornii. Podstawowy element konstrukcyjny amerykańskich domów to „Drywall", czyli płyta kartonowo-gipsowa, oraz tzw. two-by-foury, czyli deski o wymiarach dwa na cztery cale. A drewno plus suchy klimat to bardzo niebezpieczne połączenie.
Przebieg
Pierwsze ogniska pożarów zostały zgłoszone 2 stycznia 2025 r. w dzielnicy Pacific Palisades, gdzie znajdują się jedne z najdroższych nieruchomości w USA. W ciągu zaledwie 24 godzin ogień objął prawie 1200 hektarów, niszcząc wiele domów i zmuszając setki mieszkańców do ewakuacji. Kolejne pożary wybuchły w kanionie Eaton, gdzie zniszczenia były jeszcze większe – żywioł pochłonął tam ponad 4300 hektarów terenu. Łącznie w ciągu tygodnia zarejestrowano ponad 20 oddzielnych pożarów.
Zwarta zabudowa była miejscem występowania niezwykle niszczycielskiej tzw. miejskiej burzy ogniowej, czyli ogniowego tornado (te najbardziej znane z historii i najbardziej niszczycielskie w skutkach, odnotowano w czasie II wojny światowej w Hamburgu i Dreźnie). Sama „miejska burza ogniowa” jest terminem używanym do opisania intensywnych pożarów, wybuchających w gęsto zabudowanych obszarach miejskich i rozprzestrzeniają się w niekontrolowany sposób.
Zawsze powstaje ona w wyniku połączenia kilku czynników – w przypadku Los Angeles przyczyną tak dramatycznej sytuacji było połączenie ekstremalnych warunków pogodowych, silnych wiatrów Santa Ana, długotrwałej suszy, łatwopalnej roślinności oraz gęstej zabudowy wykonanej z łatwopalnych materiałów. I właśnie to sprawiło, że ogień zaczął rozprzestrzeniać się z wielką prędkością, niszcząc wszystko na swojej drodze. Sytuacja była na tyle krytyczna, że oprócz Straży Pożarnej (4000 osób wspieranych przez ochotników) do walki z pożarami zmobilizowano nawet Gwardię Narodową.
Skutki pożarów w Los Angeles
Skutki tak katastrofalnych wydarzeń należy rozpatrywać wielopłaszczyznowo, tzn. w kontekście ekonomicznym, społecznym i przyrodniczym. W każdym z nich skutki były katastrofalne. W aspekcie ekonomicznym mam tu na myśli nie tylko koszty samej akcji gaśniczej, ewakuacji ludności (w tym jednego z kalifornijskich więzień), ale także powstałe w wyniku pożarów straty. Zniszczeniu uległo 400 tys. ha ziemi, około 12 000 budynków mieszkalnych, użyteczności publicznej i komercyjnych. Ogółem straty materialne oszacowano na ponad 100 mld dol., co czyni je jednymi z największych w historii stanu Kalifornia.
Aspekt społeczny to chyba najtragiczniejsza karta zapisana przez ten pożar, gdyż spowodował on śmierci co najmniej 27 osób, a ponad 50 000 ludzi straciło dach nad głową. Aspekt przyrodniczy to także wielka tragedia dla lokalnego ekosystemu i wielkie szkody dla miejscowej flory i fauny. Tych szkód oszacować nie sposób, podobnie jak szkód dla klimatu. Zniszczone zostały pochłaniające dwutlenek węgla z atmosfery tereny leśne, za to zostały uwolnione do atmosfery ogromne ilości gazów pożarowych, a skutki tego zjawiska będą odczuwane długoterminowo.
Wnioski na przyszłość
Choć skala pożarów w Kalifornii była bezprecedensowa, a stan ten leży daleko od Polski, to jednak pewne wnioski z tej sytuacji będą ważne także i dla nas. Po pierwsze – prewencja, oparta na regulacjach prawnych. Tam tę kwestię zaniedbywano przez wiele lat, ze względu na brak woli politycznej wprowadzenia zaostrzenia zasad projektowania i budowania na terenach najbardziej zagrożonych wystąpieniem pożarów. Kiedy wreszcie stosowną ustawę przegłosowano w stanowym kongresie, została ona zablokowana przez gubernatora Kalifornii Gavina Newsoma.
W Polsce zasady planowania przestrzennego regulują dwa akty prawne, tzn. Ustawa z dnia 27 marca 2003 r. o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym (Dz. U. 2003 Nr 80 poz. 717) oraz Rozporządzenie Ministra Rozwoju i Technologii z dnia 9 maja 2024 r. zmieniające rozporządzenie w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie (Dz. U. 2024 poz. 726). Zwłaszcza ten drugi akt prawny jest ważny, gdyż wprowadzona w nim w zeszłym roku zmiana określa min. obowiązek sytuowania budynku ze ścianą zwróconą oknami minimum 4 m od granicy działki. Wiele na ten temat w kontekście ochrony przeciwpożarowej mówiono na zeszłorocznym Kongresie Pożarnictwa na PGE Stadionie Narodowym, w którym miałem przyjemność uczestniczyć.
Po drugie – odpowiednio przygotowane procedury zarządzania kryzysowego, zarówno na szczeblu lokalnym, jak i centralnym, oraz posiadanie w gotowości potrzebnych w tym przypadku zasobów – finansowych, ludzkich, sprzętowych oraz infrastrukturalnych. W trakcie akcji ratunkowej w przypadku powołane służby działają na najwyższych obrotach, a kiedy sytuacja je przerasta, należy uruchomić zasoby leżące w gestii władz centralnych. W Kalifornii zmobilizowano Gwardię Narodową, w naszych warunkach byłyby to Wojska Obrony Terytorialnej (tak jak obserwowaliśmy w przypadku walki ze skutkami innego żywiołu, jakim była powódź na Dolnym Śląsku w 2024 r.).
Reakcja władz, zarówno lokalnych, jak i centralnych, musi być w takich przypadkach szybka i zdecydowana. Gubernator stanu Kalifornia ogłosił stan wyjątkowy i zapowiedział szeroko zakrojone działania pomocowe dla poszkodowanych, podobnie powinno być i u nas. Władze lokalne powinny koordynować ewakuację i organizować miejsca tymczasowego schronienia dla osób, które straciły swoje domy. Dodatkowo powinny zostać uruchomione programy wsparcia finansowego oraz pomoc psychologiczna dla osób dotkniętych katastrofą.
Kolejnym wnioskiem, który płynie, nie tylko zresztą dla nas, z tej katastrofalnej sytuacji, jest posiadanie w gotowości odpowiedniego zaplecza technicznego. W tym przypadku mówimy o możliwości mobilizacji sprzętu gaśniczego, zarówno kołowego (samochody gaśnicze), jak i lotniczego (samoloty i śmigłowce), wykorzystywanego na potrzeby akcji gaśniczej. Konieczna jest także sprawna infrastruktura wodna. Mam tu na myśli sprawne hydranty o odpowiedniej wydajności, by nie dochodziło do takich sytuacji, jak w dzielnicy Pacific Palisades, gdzie strażacy napotkali problemy z brakiem wody w hydrantach, co znacząco utrudniło akcję gaśniczą.
Nie bez znaczenia jest także edukacja społeczeństwa na temat zapobiegania pożarom oraz pod kątem zachowań w przypadku ich wystąpienia. Przykład Los Angeles pokazuje, jak ważna jest społeczna solidarność i umiejętność oddolnej samoorganizacji lokalnych społeczności do czasu, zanim nadejdzie pomoc.
Podsumowanie
Pożary w Los Angeles stanowią dramatyczne przypomnienie o konsekwencjach ignorowania problemów środowiskowych. Jednak w ich tragizmie kryje się także szansa – możliwość nauki i poprawy. To od nas, jako globalnej społeczności, zależy, czy wyciągniemy z tych wydarzeń odpowiednie wnioski i podejmiemy działania, które mogą zapobiec podobnym tragediom w przyszłości.
Komentarz